"To ile waży łza, kiedy Twoje serce pęknie..."
No cóż kolejny dzień skończony. Generalnie sama nie wiem jak mogę go określić. Z jednej strony był udany. Nic przykrego mnie w tym dniu nie spotkało, ale jednak z drugiej strony mógłby być lepszy. Zawsze się mówi, że mogło być lepiej, że mogło być gorzej. Tak to prawda, ale gdy tak mówimy to sami nie wiemy czy jesteśmy zadowoleni z danej sprawy. Przeżywamy wtedy wewnętrzne rozbicie... Miliony małych kawałków latają w naszym ciele, umyśle i burzą naszą harmonię...
Ale od początku. Poranek jak poranek, szybki spontaniczny - wiadomo. Trzeba było babcie zawieść do przyjaciółki, zrobić jakieś zakupy - swoją drogą odwiedziłam Rossman, co sprawiło, że pozytywnie nastawiłam się na cały dzień (no, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Pozałatwiałam kilka spraw itp.,itd. O 15:30 umówiłam się z najlepszą koleżanką, że po nią pojadę i pojedziemy razem na parafię na nasze tzw.: "popołudnie z grami".